Dzień 12 – Dłuuugi spacer

Rano przebudził mnie budzik, patrzę na telefon i widzę godzinę 6.05, a to za wcześnie by wstać o jakieś 35 minut, dlatego w pierwszej chwili nie mogłam połączyć faktów dlaczego dzwoni tak wcześnie. Na szczęście dość szybko zorientowałam się, że to Olka zadeklarowała się, że wstanie wcześniej niż zawsze i pojedzie po świeże bułki na śniadanie. I tak Ola, cichutko jak myszka, wyszła z pokoju, czego nie zarejestrowałam i obudził mnie dopiero alarm ponad 30 minut później.

Następnie rozpoczął się dla nas standardowy, na tym wyjeździe, poranek: jutrznia, msza święta i śniadanie. A po śniadaniu zgodnie ze słowami tutejszego proboszcza powinniśmy zabrać się za dalsze prace porządkowe, które dzięki ochłodzeniu powinny nam iść o wiele sprawniej. Jednak my mieliśmy już zaplanowany dzisiejszy dzień – wybraliśmy się na spacer/ wyprawę/ wędrówkę po górach (ile osób tyle opinii czym dokładniej było nasze wejście w Beskid Niski). Dlatego też od razu po śniadaniu ruszyliśmy do samochodów i pojechaliśmy do pierwszego celu naszego wyjazdu – Zalewu w Krempnej, gdzie początkowo przed wędrówką planowaliśmy się zrelaksować w wodzie. Jednak pogoda, a dokładnie temperatura, odwiodła nas od tego pomysłu. Dlatego też jedynie nasyciliśmy wzrok widokami i gdy wracaliśmy do samochodów Filip spotkał swojego znajomego, co potwierdza to, że gdziekolwiek się udamy znajdzie się ktoś, kto zna Filipa.

Następnie ruszyliśmy już szlakiem, który miał nas zaprowadzić na Magurski Szczyt, jednak już na samym początku przypadkiem zboczyliśmy z niego, ale na szczęście spotkaliśmy bardzo miłych panów, którzy powiedzieli nam jak dotrzeć ponownie na szlak bez niepotrzebnego cofania się. Jeden z nich nawet osobiście nas zaprowadził na ścieżkę i tak jak obiecał nie wpuścił nas w maliny, ale za to przedzieraliśmy się przez jeżyny, dzięki czemu bardzo szybko wróciliśmy na szlak. Dalsza wędrówka minęła nam już bez zbaczania ze szlaków, ale za to nie zabrakło innych niespodzianek. Bardzo szybko w pobliżu ścieżki został wypatrzony grzyb, jednak po burzliwych obradach złożonej komisji, która starała się ustalić poziom jego jadalności bez naruszania go wykorzystując najrówniejsze technologie m.in. przednią kamerkę w telefonie, jednogłośnie ustalono, że grzyb nie będzie nadawał się do spożycia. Dlatego też ruszyliśmy w dalszą drogę i bardzo szybko nam się poszczęściło, ponieważ znaleźliśmy kurkę! Nie obyło się bez dyskusji, czy należy ją zabrać ze sobą, kto ma ją nieść, czy w co ją schować… ale na to znalazło się rozwiązanie – Karolina zabrała ze sobą materiałową torbę, w którą mogliśmy schować pierwszego znalezionego grzyba. Można by pomyśleć, że na tym skończy się nasze szczęście w znajdowaniu jadalnych grzybów, ale okazało się, że trafiliśmy w wyjątkowe miejsce, gdzie było bardzo dużo okazów, które nadawały się do zabrania i tak torba powoli się zapełniała. W pewnym momencie wyjątkowo się nam poszczęściło i znaleźliśmy ogromne grzyby. Nad tym, czy zbieramy jadalne okazy czuwała Karolina, która okazała się miłośniczą grzybobrania. Warto jednak zauważyć, że uważnie sprawdzaliśmy czy w danych miejscach dozwolone jest zbieranie owoców, czy też grzybów.

Jednak nasza wyprawa nie skupiała się wyłącznie na zbieraniu grzybów, cały czas poruszaliśmy się do przodu i tak w pewnym momencie dotarliśmy do dość stromego i długiego podejścia, które całkiem sprawnie udało się wszystkim pokonać – podczas wspinaczki udało nam się nawet poszerzyć naszą wiedzę przyrodniczą i zauważyliśmy na skraju ścieżki ukwiał.

Po dotarciu na szczyt, Ola i Mikołaj ruszyli jako pierwsi, by móc na dole złapać stopa i dotrzeć do miejsca gdzie zostawiliśmy samochody, a później przyjechać po resztę grupy. I tak już w 7 w drogę powrotną ruszyliśmy odrobinę wolniejszym tempem od dwójki odpowiedzialnej za sprowadzenie samochodów, ale dzięki temu mogliśmy podziwiać piękne widoki, a także figurki/kapliczki, które są związane z kulturą Łemkowską. W drodze powrotnej do Krosna chcieliśmy zatrzymać się w cerkwi św. Michała Archanioła w Świątkowej Wielkiej, ale niestety za późno przyjechaliśmy i była już ona zamknięta. Dlatego już bez żadnych przystanków zmierzaliśmy do domu sióstr, gdzie czekała na nas już pyszna kolacja, a po niej nastąpił ostatni wspólny wieczór w pełnym gronie, podczas którego nikt nie mógł się nudzić.

Kasia

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *